Rysunek - Malarstwo - Digital Painting

Wyjazd na erasmusa- niezwykła przygoda, zabawa, nowe znajomości, podróże, imprezy, szalone decyzje, ogromny rozwój- najlepsze doświadczenie życia!

Ale czy na pewno? Już z moich personalnych doświadczeń zapewne dowiedzieliście się, że to droga usłana różami, na której nikt nie widzi kolców.

Oczywiście- to tylko moje doświadczenie, więc możecie pomyśleć, że jestem wyjątkiem od reguły, że przesadzam, że na pewno nie było ciężko na żadnym etapie. Że to na pewno musi być świetna przygoda. Owszem, jest. Dla mnie również była. Natomiast musicie być świadomi, że nie dla każdego wygląda tak samo, nie dla każdego jest najlepszym doświadczeniem życia, a dla niektórych wręcz odwrotnie.

Witam Was w drugim etapie serii erasmusowej, czyli:

ERASMUS ERASMUSOWI NIERÓWNY

Miałam przyjemność porozmawiania z 15 osobami, które w tym samym roku akademickim, wyjechały na wymianę do różnych krajów, w różnych okolicznościach, na 11 różnych uczelni. Zbierałam ich wrażenia, starając się jak najdokładniej zrozumieć wszystkie aspekty ich wyjazdów. Postanowiłam opisać je Wam w formie zbiorowej, dodając do każdej uczelni cytaty, które uzupełniają wrażenia moich rozmówców.

Poruszymy aspekty takie jak:

  1. Decyzja o wyjeździe
  2. Wybór uczelni i proces aplikacji 
  3. Zakwaterowanie
  4. Oczekiwania wobec wyjazdu vs rzeczywistość
  5. Początki w obcym kraju
  6. Języki obce
  7. Największe wyzwania
  8. Emocje i uczucia
  9. Powrót
  10. Skutki uboczne

 

Z uwagi na ilość materiału ten artykuł będzie cotygodniową serią, w której przedstawię różne kierunki wymiany z programu Erasmus+.

Zaczniemy od.. Danii!

DANIA - HORSENS

Zaczniemy od doświadczeń osób, których przygoda byłaby bardziej drogą usłaną płatkami róż, niż kolcami- VIA University Collage w Horsens- miejsce, któremu moi rozmówcy mieli zdecydowanie najmniej do zarzucenia.

Poznajcie magiczną czwórkę, która podzieliła się ze mną swoimi wrażeniami:
Marta i Maks z Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej, Martyna z Wydziału Architektury Politechniki Łódzkiej oraz Maciej z Wydziału Architektury Politechniki Poznańskiej. 

Decyzja o wyjeździe

Dla większości studentów wymiany powody do wyjazdu są bardzo zbliżone. Chęć posmakowania  zagranicznych systemów nauczania, szlifowanie, bądź nauka języka obcego, rozwój kulturowy i personalny. Nasza magiczna czwórka od zawsze miała w głowie wyjazd na podobne doświadczenie. Dodatkowo na Martynę wpływ miał COVID-19- jako prezes organizacji międzynarodowej nie miała możliwości wyjazdów, gdy wybuchła pandemia, więc szukała dla nich alternatywy, gdy sytuacja nieco się uspokoiła.

Wybór uczelni i proces aplikacji

Skąd Horsens? 
Tutaj wchodzą już kwestie indywidualne. Martyna i Maciek brali pod uwagę północny klimat, który im najbardziej odpowiadał. Oczywiście decyzyjne były również dla całej czwórki kursy po angielsku oraz chęć poznania kultury duńskiej. To też świetne miejsce pod względem  nauczania- wysoki poziom uczelni, ciekawe kursy, do wyboru jeden z dwóch bloków, skupiający wszystkie aspekty projektowania.  Projekt był grupowy, tok nauczania był w formie pracy- od 8:00 do 16:00, a dzięki dobremu rozplanowaniu programu, nasi bohaterowi nie wynosili tej pracy poza uczelnię. Świetny work-life balance, dużo czasu wolnego i skondensowany program- tak można podsumować uczelnię w Horsens.

Czy któryś z nich żałuje?
Nie. Marta z Maksem podkreślili jedynie, że uczelnia nie miała umowy, dzięki której mogliby kontynuować tam dyplom inżynierski, co mogłoby na dzień dzisiejszy zmienić ich decyzję dotyczącą uczelni.

Jak wyglądał ich research?Na temat Horsens nie było zbyt wiele informacji. Szukali na grupach, forach z opiniami, na stronie uczelni i przejrzeli syllabusy, w taki sposób przygotowując się do wyjazdu.

Co z aplikacją?
Po stronie polskiej oceniana raczej problematycznie- Politechnice Łódzkiej brakowało aktualnych list uczelni, Politechnika Krakowska wymagała mnóstwa oryginałów dostarczonych do biura, Politechnika Poznańska również nie wspierała w całej tej papierologii. Nasi bohaterowie w głównej mierze polegali tu sobie lub na starszych kolegach. Od strony duńskiej nie było problemów- wszystko prowadzone online, opisane krok po kroku, sprawnie zamknięte.

Względnie gładko poszło, ale co dalej?

Zakwaterowanie

Wypadałoby mieć, gdzie mieszkać :) Duńska uczelnia na swojej stronie ma zarekomendowane akademiki, na które zdecydowali się zarówno Maks z Martą, jak i Maciek. Cała trójka sprawdzała tę kwestię dosyć wcześniej, bo równocześnie z procesem rekrutacji. Obecnie wszyscy stwierdzili, że rozważyliby inne opcje, choćby dla samego porównania. Martyna zaczęła szukać dosyć późno, ale “trafiła na perełkę”, jak to określiła. Mieszkanie w centrum miasta, duże, blisko na uczelnię i w cenie akademików. Fakt- było nieumeblowane, ale nie stanowiło to dla niej większego problemu. Marta i Maks wspomnieli też, że gdyby wiedzieli, że jadą na rok, rozważyliby podobną opcję. Na jeden semestr dla nich nie opłacało się organizować mebli. 

W kwestii kosztów- dofinansowanie albo nie wystarczało na całe mieszkanie, albo pokrywało tylko je i nie wystarczało na więcej. Trzeba mieć więc jakąkolwiek poduszkę finansową, pracę lub liczyć na wsparcie bliskich. Nie jest to jednak fenomen wśród Erasmusów,, o czym wiemy już z moich przygód, i o czym przekonamy się w dalszych historiach. 

Oczekiwania wobec wyjazdu vs rzeczywistość

Nasza czwórka miała jasno określone cele i nie były to ciągłe imprezy,  czy zarwane na nauce noce. Głównym motorem napędowym był balans, rozwój życiowy, zawodowy i kulturowy, podróże, nowe znajomości i doświadczenia.  Maciek przykładowo obawiał się, że nie spotka nikogo, kto popiera jego podejście. A JEDNAK! Jak widać takich osób jest absolutnie mnóstwo!
Dużym plusem był system nauczania, który właśnie to im umożliwiał. Mogli pozwolić sobie na pracę, aktywności i imprezy. Zaskoczeniem, a jednocześnie wyzwaniem była praca w grupach, która nie zawsze bywa łatwa i wymaga umiejętności zarządzania ludźmi i czasem. Dodatkowo dla Martyny minusem było poczucie, że nie uczy się dużo, że prowadzący nie przekazują wiedzy w jasny sposób, że system bardziej opiera się na self-study.
O Duńczykach dowiedzieli się w zasadzie niewiele. Przekonali się, jak bardzo cenią swój czas wolny, jaki zachowują balans w życiu, ale jednocześnie odczuli, że  nie jest to zbyt otwarty naród, co nieco złamało ich oczekiwania do poznania duńskiej kultury i zwyczajów. Wszyscy zgodnie przyznali jednak, że jest to pozytywny, cierpliwy i niezwykle uprzejmy naród. Doświadczyli większego miksu kulturowego niż się spodziewali, ale nikt z nich nie uznał tego za minus. Marta, jako wegetarianka ze smutkiem wspomniała, że jedzenie jest bez smaku, a dania wege w restauracjach to niestety rzadkość w Danii, co było dla niej zaskoczeniem w tak silnie rozwiniętym kraju. 

Początki w obcym kraju

Tutaj mamy lekki rozstrzał, co nie jest dla mnie zaskoczeniem. Marta z Maksem, którzy zdecydowali się na przeżycie tej przygody razem, wspominają początki jako sielankę, eksploracje i czystą przyjemność. Pojechali 2-3 tygodnie przed rozpoczęciem semestru z własnej chęci i z uwagi na mieszkanie, szybko się zasymilowali i  poznali miasteczko. Kampus był nowy, więc oprowadzanie po nim obejmowało zarówno lokalnych studentów,  profesorów, jak i erasmusmów. Na spokojnie zapoznali się z miastem, uczelnią, zwyczajami, sklepami, systemem itd.
Dla Martyny i Maćka ich samotne początki miały nieco inny przebieg. Odczuwali dużą niepewność i stres, czy wręcz momentami przerażenie. Nie było to łatwe. Załatwienie samemu wszystkich formalności, typu karta obywatelska, numer telefonu, zamknięcie semestru w Polsce dla Martyny, czy choroba dla Maćka- to wszystko było wyzwaniem. Martyna podkreśliła, że bez pomocy, którą dostała od rodaków, byłoby jeszcze ciężej. Całe szczęście proces aklimatyzacji i dla nich nie trwał długo- w dosyć krótkim czasie poczuli się swobodniej i zaczęli cieszyć wyjazdem. 

Wszyscy zgodnie uznali, że 3-4 dni są absolutnie wystarczające przed rozpoczęciem semestru do eksploracji nowego miejsca. 

Języki obce

Tu była dosyć szybka piłka- Duńczycy wyśmienicie posługują się angielskim- od małych dzieci po staruszków, co dla naszych bohaterów było naprawdę imponujące. Jedynym wyzwaniem był szorstki, duński akcent, do którego musieli się przyzwyczaić oraz ich personalne odczucia. Dla Martyny, której celem erasmusa była właśnie nauka języka, był to strzał w dziesiątkę. Z poziomu B1/B2 wskoczyła na C1, dzięki rozmowom ze współlokatorami, którzy mocno ją wspierali, filmom po angielsku i oczywiście otaczaniem się nim w codziennym życiu. Każdy z bohaterów w jakimś stopniu podszkolił swój język- pewność siebie, płynność, szerokie słownictwo branżowe, każdy miał szansę urosnąć na swój sposób.

Największe wyzwania

Tu nie spotkałam się z dłuższymi wywodami. Wspomniane było jedynie przyzwyczajenie do szorstkiego akcentu, systemu państwowego, edukacyjnego i medycznego, dużej ilości czasu spędzanego na uczelni oraz pracy w grupie.  Dostrzegam też różnice w postrzeganiu wyjazdu przez Martę i Maksa, którzy pojechali razem oraz przez Martynę i Maćka, którzy zdecydowali się na samodzielne wyprawy. Myślę, że każdy się domyśla, która opcja wiązała się z większą ilością wyzwań.

Emocje i uczucia

Dla Maksa i Marty nie było tu raczej emocjonalnego rollercoastera. Przeżyli wyjazd w pozytywnym vibie, pełni radości, spokoju i ekscytacji. Czuli się tam swobodnie, mieli dużą wolność, wszystko szło zgodnie z ich planem. Lekki zawód pojawił się jedynie, gdy nie mogli skończyć tam dyplomu inżynierskiego.
U Martyny i Maćka pojawiły się również emocje, takie jak przerażenie, stres, niepewność, czy dezorientacja. Były to jedynie początkowe stany, które po czasie zastąpione zostały poczuciem wolności, swobody, przynależności i miłości do życia tam.

Powrót

Dla całej czwórki nie był powodem do radości. Te miesiące w Danii pokazały  im ogromne możliwości, poszerzyły horyzonty i otworzyły oczy na to, jak może wyglądać ich życie. Dla Martyny początki po powrocie były bardzo trudne, z uwagi na fakt, że chciała przedłużyć swój pobyt, ale nie doszło to do skutku. Pierwszy tydzień spędziła na przeglądaniu relacji znajomych, którzy zostali w Horsens, co sprawiało jej ogromną przykrość. Powrót oznaczał dla niej również zerwanie ze zdrowymi nawykami, których nabrała na wymianie. Po 2-3 tygodniach poczuła się lepiej, na nowo się zaaklimatyzowała, ale wciąż tęskni za życiem, które miała tam.
Podobne odczucia miał po powrocie Maciek- on nie zdecydował się na przedłużenie z uwagi na różnice programowe, których wolał uniknąć. Tęskni jednak za życiem tam, wspomina je z dużą nostalgią.
W momencie rozmowy Maks i Marta, którzy byli na wymianie przez rok, wciąż przebywali w Danii. Zapytani o wizję powrotu, dosyć mocno podkreślili swoją niechęć do tego dnia. Uważają, że wszystko, czego tam zaznali, było na znacznie wyższym poziomie, niż jest im znajome  z Polski. Planują pewnego dnia ponownie wyjechać- rozważają nawet drugi stopień studiów w Norwegii. 

Skutki uboczne

To, co zyskali na wyjeździe jest bezcenne. Zupełnie nowe spojrzenie na życie, większa otwartość, łatwość w nawiązywaniu kontaktów. Maciek z entuzjazmem wspomniał, że jest dużo bardziej ciekawy świata, chce wychodzić z inicjatywą, organizować eventy, czy wyjazdy. Dla Maksa i Marty kluczowe było otwarcie na nowe doświadczenia i na kolejne wyprawy. Na poważnie zastanawiają się nad kontynuacją studiów za granicą, widzą w tym ogromny potencjał rozwojowy. Dla Martyny kluczowe było zbudowanie silnego szacunku do siebie, swojego zdrowia i ducha.  Zaczęła grać na keyboardzie, zdrowo się odżywiała, miała czas dla siebie i znajomych, dużo spacerowała i codziennie biegała. Odcięła się od starego życia z focusem na uczelni i niezdrowym podejściem- zaczęła swoją historię od zera. 

 

Czy Horsens byłby dla wszystkich tak idealny? Tego nie mogę powiedzieć. Doświadczenie doświadczeniu nierówne. Natomiast z pewnością można wywnioskować, że to dobry kierunek! Czasem okazuje się, że mniej znane, czy bardziej niepozorne uczelnie, dadzą nam experience na zupełnie innym poziomie.

DANIA- KOPENHAGA

Naszym piątym przedstawicielem “duńskiej” społeczności jest Maciek- student krakowskiego Wydziału Architektury.

Decyzja o wyjeździe

Maciej podjął ją nieco spontanicznie- pomyślał, że fajnie byłoby spróbować innego świata, nabrać nowych perspektyw, poznać różnice kulturowe. Opinie o polskiej branży architektonicznej również miały wpływ na jego chęć poznania zupełnie innego świata- bardziej rozwiniętego, o znacznie wyższym poziomie. “Kopenhaga jest taką trochę stolicą architektury”, jak wspomniał.
Krótka piłka- miał szansę, więc ją wykorzystał. Bez nadmiernego overthinking.

Wybór uczelni i proces aplikacji

Kopenhaga pojawiła się jako opcja dosyć nagle ( ktoś po prostu  zrezygnował)-  nie miał wiele czasu na decyzję. Stwierdził, że cały erasmus w końcu ma być przygodą, w której chodzi o nieco spontaniczności, więc postanowił pójść na żywioł. Aplikację wspomina nie najlepiej- papierologia nieco go przerosła, bo trochę za późno doniósł dokumenty, ale stwierdził, że nie był to tragiczny proces. Od strony duńskiej wszystko przeszło bezproblemowo i gładko, od strony polskiej musiał zdać wcześniej semestr i wciąż  zajmował się aplikacją, będąc już na miejscu.
Uczelnia była skupiona na technologii architektury i miała bardziej rozbudowany program nauczania, natomiast nie miał on możliwości wyboru przedmiotów- to leżało po stronie uczelni.  Z uwagi na to, że nieco odbiegała od architektury samej w sobie, myśli, że choć podjąłby tę samą decyzję, to z pewnością zrobiłby lepszy research, żeby nie być tak  zaskoczonym.

Zakwaterowanie

W tej kwestii również stwierdził, że zdecydowanie za późno się za to zabrał. Dostał informację od uczelni o akademikach i to właśnie na nie się zdecydował. Ma świadomość, że przepłacił za zakwaterowanie, ale pociesza go, że miał wysoki standard i dzięki życiu tam zyskał mnóstwo nowych znajomości.

Oczekiwania wobec wyjazdu vs rzeczywistość

Spodziewał się, że Skandynawia jest na niższym poziomie, zaskoczyło go, że jest to zupełnie inny świat. Jego planem było posiadanie większej ilości czasu dla siebie, zyskanie bogatszego życia prywatnego, nauczenie się czegoś zarówno życiowo, jak i edukacyjnie, i powiódł się on z sukcesem. Był zachwycony równością i poczuciem przynależności, które towarzyszyły mu w duńskim życiu codziennym. Jedynym nieco negatywnym zaskoczeniem, było znużenie miastem po kilku miesiącach bycia tam. Jak również wspominałam Wam w mojej przygodzie- taki wyjazd wiąże się z mocnym przebodźcowaniem i moment, w którym dopadnie Was zmęczenie, znużenie, czy przytłoczenie, jest zupełnie normalnym zjawiskiem. Czasem wystarczy jedynie przeczekać, czasem trzeba z nim powalczyć, a czasem znika pod wpływem innych, pozytywnych wrażeń. 

Początki w obcym kraju

Nie jest to zaskoczeniem, że były one stresujące. Pojechał sam, musiał wszystkim zajmować się sam, tęsknił też za bliskimi. Przyjechał 3 dni wcześniej, ale uważa, że tydzień-dwa na rozeznanie byłyby lepsze. Jemu samemu zajęło około 2-3 tygodnie, żeby się wdrożyć w nową sytuację i zacząć normalnie funkcjonować. Czuł się za mało zorientowany życiowo, przykładowo wcześniej nie musiał tak rozkładać wydatków na czynniki pierwsze.  Była to w pewnym sensie dla niego lekcja życia. Podkreślił, że warto mieć przynajmniej miesięczną poduszkę finansową, żeby przejść przez ten okres chociaż z odrobinę mniejszym stresem. 

Języki obce

Na co dzień używał angielskiego, w którym po pobycie zauważył duży progres. Ma dużo większą swobodę, język branżowy się mocno przewijał, więc ocenia ten proces mocno na plus. Duński jest ciężkim językiem, więc on nie chciał poświęcać swojego cennego czasu tam i ogromu energii na jego naukę, ale gdyby ktoś chciał się go nauczyć- rząd zapewnia kursy duńskiego za darmo, byłaby to kwestia chęci, motywacji i dużej energii. 

Największe wyzwania

Z pewnością było to dla niego gospodarowanie finansami. Udało mu się znaleźć pracę w gastronomii (polecanko: Luca- najlepsza picka w Kopenhadze :D ), która dała mu dodatkowy dochód oraz ubarwiła jego życie towarzyskie, dając jednocześnie możliwość odpoczynku od studiów.  Pracy szukał na LinkedIn, który jest tam powszechnie używany, dodatkowo też roznosił papierowe CV na własną rękę, a ostatecznie to znajoma pomogła mu dostać pracę.  Dobrze ją wspomina- była zdecydowanie ciekawym ubarwieniem jego wyjazdu.

Dużym wyzwaniem było przestawienie się w kwestii samych studiów, takich jak program nauczania, małe 20-30 osobowe grupy i znacznie bardziej indywidualne podejście prowadzących. Była to zupełnie nowa sytuacja, do której musiał się dosyć szybko przystosować. Dodatkowo liczył, że uda mu się znaleźć staż lub praktykę, ale było to bardzo trudne i niestety nie doszło do skutku. Biura są bardzo poważne, ich ilość była ograniczona, wymagania były konkretne, więc odzew był znikomy. Maćka bardzo to zawiodło- pokładał duże nadzieje w nauce zawodu w zagranicznym biurze.

Emocje i uczucia

Najważniejszym było dla niego poczucie przynależności i ciepłe przyjęcie od lokalnych. Podkreśla, że w jego oczach duńska zamkniętość to jedynie mit- czuł się jednym z nich. Najbardziej pozytywne emocje towarzyszyły mu właśnie w kontekście relacji międzyludzkich. Dodatkowo zupełnie inny vibe:  beztroska, którą czuł i fakt, że miał czas na życie, siebie, ludzi i odpoczynek od studiów, wywoływały w nim euforię. Pod koniec wyjazdu pojawiły się nieco negatywne emocje- miał bliskie doświadczenie z ksenofobią- “od kuchni nie każdy kraj jest tak piękny, jak mogłoby się wydawać”- podsumował. 

Powrót

Zdecydowanie chce tam wrócić. Po tym okresie poczuł się Duńczykiem i widzi siebie żyjącego tam. 

Skutki uboczne

Wątpi, że może zdobyć jeszcze kiedykolwiek podobne doświadczenie w życiu. Dało mu świeże spojrzenie na życie, ogromną inspirację, poszerzenie horyzontów. 

 

Już po tych dwóch doświadczeniach zapewne dostrzegacie różnice, choćby w kontekście postrzegania narodu duńskiego, czy tego, jak wcześniej przyjechać przed rozpoczęciem semestru. Zaczynając ten projekt, właśnie na tym mi zależało. Choć z pozoru mogą to być subtelne różnice- uwierzcie mi, mają one ogromne znaczenie przy ilości bodźców, które docierają do studentów wymiany. Zależy mi, żeby przełamać stereotypy, pokazać podobieństwa i różnice doświadczeń najróżniejszych osób, by osoby wyjeżdżające na tego typu wymiany, nie nastawiły się w żaden sposób.

“Nie ma nic złego w tym, by oczekiwać najlepszego, o ile jesteś przygotowany na najgorsze.”

Stephen King, “Cztery pory roku”

Podsumowanie

Pisanie tego artykułu to dla mnie niezwykłe doświadczenie. Patrząc na cały obraz Erasmusów, z którymi miałam do czynienia, wyciągam pewne powtarzalne patterny i zaskakuję się, jak różne mogą być zarazem wrażenia z wyjazdu. Niesamowity dla mnie jest fakt, że w jednym wszyscy jesteśmy zgodni- WARTO. Niezależnie od tego, jak ciężkie kryzysy przechodziliśmy, jak czasem musieliśmy zagryźć zęby, jak byliśmy przytłoczeni, czy przebodźcowani- każdy z nas podsumowuje swój wyjazd z wdzięcznością za niezwykłą lekcję. Każdy też podkreśla, jak się zmienił, jak rozwinął, jak otworzył, jak urosnął, jak nabrał zupełnie nowych perspektyw i poszerzył horyzonty. O czym przekonacie się w kolejnych częściach… 

STAY TUNED!

OGROMNE podziękowania należą się dla moich rozmówców:

Marta Gaweł (ig: @g.martusia-00) i Maksymilian Wiśniowski  (ig: @wis_niowsky), Maciej Misiak i Martyna Fijałkowska (ig: @martynagfijalkowska)  z VIA University Collage.
Maciek Jeneralczyk (ig: mcjej) z KEA Copenhagen School of Design and Technology.

Niezwykłym doświadczeniem dla mnie  było słuchanie Waszych opowieści. Dziękuję za podzielenie się ze mną i wszystkimi, którzy będą to czytać Waszymi kryzysami, pięknymi momentami, trudami, zmaganiami i wrażeniami, które towarzyszyły Wam na wymianie.

autorka tekstu: Patrycja Mikołajek

Patrycja

Zostaw komentarz

Przeczytaj też